piątek, 22 sierpnia 2014

Złotousty parenting


Jest 8:00 rano, dziecko zakotwiczone w łóżeczku, ja w wannie i piszę ten post. Klasycznie (żeby nie powiedzieć, że już oldschool’owo) – długopisem w notesie, potem przepiszę. Jeszcze mi życie miłe, by elektroniki do wody nie zabierać. Choć często w takich chwilach myślę o dyktafonie. Chyba każdego z nas najlepsze pomysły dopadają w mało komfortowych do spisania miejscach i momentach. No i mowa jako jedyna nadąży za burzą myśli. W macierzyństwie doceniam wszystko co służy usprawnieniu i przyspieszeniu wszelakiemu, zwłaszcza kiedy za ścianą mały człowieczek rozwala łóżeczko własną głową (a może głowę o łóżeczko?)…




[dalszy ciąg już na komputerze]

…Z tym dyktafonem to nie głupi pomysł, bo między czasie, ratując dziecko z łóżeczkowych opresji, przebierając, dalej zabawiając, aż usypiając na powrót, miałam kolejne, godne upamiętnienia dla przyszłych pokoleń, mądre myśli.
Ale nie zachwalaniem, jaka to niby złotousta jestem, miałam Was powitać, czy przedstawić się tym pierwszym postem. Chciałam w kilku słowach napisać dlaczego zaczynam parentingową przygodę (jakby sam tytuł bloga nie był wystarczająco wymowny, w który segment uderzam)
Samą blogosferę znam od dawna, towarzyszyła mi ona na różnych etapach mojego życia, gdzie zawsze miałam potrzebę wygadania się. Jako miejsce do rozmów traktowałam bloga. Nie pamiętam nawet ile ich było, za iloma nickami się ukrywałam, ale każdy był inny, bo ja byłam inna. Teraz znowu doświadczam w życiu czegoś nowego i niczym bumerang, wraca potrzeba mówienia o tym.

Cześć! Jestem mamą Tymoteusza.


2 komentarze:

  1. Mój patent na pisanie postów to telefon. W notatniku zapisuję co mi przyjdzie do głowy, a zwykle ma to miejsce gdy karmię bądź usypiam młodą. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też kiedyś zapisywałam w telefonie. Ale w tym wypadku jeszcze gorzej z nadążaniem za myślami, a włączona funkcja słownika czasem przekształcała szybki zapis w bezsensowny bełkot ;)

    OdpowiedzUsuń