niedziela, 24 sierpnia 2014

Spacerowy Zen


Pewnego dnia się udało:









Ale na  błyskotliwą refleksję męża, że mogę relaksować się na spacerze, w odpowiedzi na moje pierwsze narzekania na brak chwili odpoczynku, z zaciśniętymi zębami opowiedziałam mu o realiach:

W gondoli leży wściekły szantażysta, który przeraźliwym płaczem próbuje mnie ukarać za torturę ubierania w nieskończoną liczbę warstw, uwieńczoną znienawidzoną czapeczką. Budka postawiona przeszkadza mu, nic nie widzi, położona - przyprawia o dyskomfort przez rażące słońce. Jak przykryty kocykiem to za gorąco, bez – zimno. Wszelkie przestoje w jeździe są bardzo głośno alarmowane na wypadek, gdyby popychacz zasnął. Ale sen nie dla mnie. 
Oprócz syna w wózku, na spacer wyprowadzam również psa. Nasz adoptowany ze schroniska kundelek nazywa się Trufel. Jest to typ powszechnie zwany obronno-zaczepny. Głównie zaczepny ;) Pies, kot czy ptak na horyzoncie nie ujdzie jego uwadze.
Całościowy obraz rysuje się następująco: zanim nas widać,  to już słychać , dalej wyłania się Trufel biegnący od prawej do lewej i z lewej na prawo, za nim 5 metrowa linka, wózek i w końcu ja (a przeważnie kierujący są na przodzie machiny).Początki opanowania wszystkiego były ciężkie i nerwowe. Przegrywałam z drzwiami, przechodniami, z dopasowanie tempa jazdy wózka z prędkością chodu psa. A kiedy próbowałam faktycznie zaznać choć odrobiny odpoczynku na pobliskiej ławce, to przeważnie  syn płaczem budził instynkt obronny u Trufla albo on szczekaniem straszył Tymka. Wiele doznań doświadczałam, bynajmniej nie relaksu.






2 komentarze:

  1. To sie nazywa koordynacja, maluch i psiak na spacerze. Moj synek jak psa widzi to zaraz piszczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym się przyzwyczaił do obecności czworonoga, ale też jest zafascynowany nim maksymalnie. Gdyby mógł byłby wiernym towarzyszem Trufla (a niby jest odwrotnie ;))

      Usuń